W terminie 22 - 24.11.2019r zmieniliśmy obszar naszych działań. W piątek o godzinie 19:00 wyruszyliśmy z Warszawy Centralnej do Gdańska. Podróż minęła nam w radosnej atmosferze. Zanim dotarliśmy do schroniska, pozwiedzaliśmy Gdańsk nocą ( nie, wcale się nie zgubiliśmy :P). Gdy trafiliśmy do naszych pokoi, zmęczeni wrażeń padliśmy na łóżka.
Sobotni poranek rozpoczęliśmy od wspólnego śniadanka. Kiedy nasze brzuchy były już pełne wróciliśmy do pokojów, dopakowaliśmy potrzebne rzeczy, nastąpiło szybkie umycie zębów i byliśmy gotowi do drogi. Pierwszym przystankiem na naszej mapie atrakcji była Gdynia, a konkretniej Centrum Nauki EXPERYMENT. Przez dwie godziny zagłębialiśmy tajniki techniki. Mogliśmy również oglądać zjawiska fizyczne przedstawione w ciekawy i łatwo przyswajalny sposób. Niektóre stanowiska cieszyły się wielką popularnością.
Pojedynek na wodę!!! Prawie jak na Śmigus Dyngus.
Zrozumieć siłę odśrodkową jest trudno, zobaczyć znacznie łatwiej.
Tymek sprawdził jak czują się chomiki. Ciężka robota.
Marcelinka i Tosia dokopały się do kości dinozaurów.
Wsiadanie po alkoholu do samochodu jest zabronione. Dzięki maszynie mogliśmy sprawdzić jak prowadzi się samochód po promilach. Za każdym razem kończyło się wypadkiem.
Siła wyporu dla Julitki nie jest już tajemnicą.
Wszystko zależy od perspektywy patrzenia.
Pojedynek na koncentrację.
A na obiad dzisiaj serwujemy... Amelkę?
Kolejnym punktem programu było Oceanarium. Oglądaliśmy interesujące, morskie stworzenia. Znaleźliśmy również wszystkich bohaterów bajki: "Gdzie jest Nemo?". Akurat tego dnia odbywał się Dzień Rekina, dlatego dodatkowo mogliśmy dowiedzieć się kilku ciekawych informacji na temat tego zwierzęcia.
Znaleźliśmy szczerbatka...
iii Idola z "Gdzie jest Nemo?"
Nawet Dori się odnalazła.
Trochę wiało, dobrze, ze nas nie zwiało.
Woda wzmaga apetyt, z tego powodu po wyjściu z oceanarium udaliśmy się na przepyszną pizzę.
Pizzę zjedliśmy w Sette Pizza. Trzy placki szybko zniknęły ze stołu, co oznacza, że była przepyszna. Następnym razem wiemy, gdzie się udać.
Po smakowitej uczcie wyruszyliśmy do Sopotu. Odwiedziliśmy Molo, które również znajdowało się na naszej liście atrakcji. Wieczorowa pora, blask latarni, szum morza - było magicznie.
Selfiaczek na Sopockim Molu musi być.
Przed Molo zdjęcie też musiało być.
W drodze powrotnej głos ludu zdecydował, ze trzeba wstąpić do Rossmana, aby zakupić pomadki :D
Pomadki odegrały ważną role podczas wyjazdu.
Wieczorem, umyci i pachnący zebraliśmy się w jednym z pokoi i rozegraliśmy kilka partyjek mafii. Towarzyszyłam nam pyszna, rozgrzewająca herbatka z pomarańczą i imbirem.
Mmmm…. pychota
W niedzielny poranek część osób wybrała się do kościoła, a pozostali zaczęli ogarniać pokoje. Po powrocie dopakowaliśmy się, a następnie udaliśmy się do
Muzeum II Wojny Światowej. Pani przewodnik opowiedziała nam historię pewnej rodziny. Dowiedzieliśmy się jak wyglądało ich życie przed, w trakcie i po zakończeniu wojny.
Obejrzeliśmy przedwojenną szkołę.
Przed wojną Warszawa tętniła życiem.
Podczas wojny dzieci były objęte tajnym nauczaniem.
Każdy mieszkaniec musiał posiadać Kenkartę.
Pod koniec wojny większość Warszawy była zniszczona.
Dziury w ścianach były pozostałością po bombardowaniach.
Mogliśmy również zobaczyć jak wyglądała jedna z warszawskich uliczek przed wojną.
Wygląd przedwojennej uliczki bardzo nam się podobał.
Od Pani przewodnik dowiedzieliśmy się o trzech ideologiach, które miały wpływ na przyczynę i wygląd wojny. W muzeum odwiedzaliśmy różne sale, które ukazywały jak drastycznym wydarzeniem była 6-cio letnia walka o wolność.
ZSRR oraz Niemcy podzielili Polskę między swoje kraje. Biała linia symbolizowała granicę.
Mogliśmy również obejrzeć czołg.
Każdy żołnierz nosił na swoich plecach 15 kg bagażu.
Worki pozwalały nam zobaczyć rękami jaka to waga.
Sam wygląd budynku muzea nie jest przypadkowy. Cała wystawa znajduje się w podziemiach, co ma symbolizować przeszłość. Wejście znajduje się na poziomie terenu, co oznacza teraźniejszość. Natomiast pozostała część budynku wnosi się ponad teren, a to znaczy przyszłość Polski.
Po wizycie w muzeum udaliśmy się na szybki obiadek, a następnie na pociąg. Na stacji mieliśmy troszkę czasu, więc zagraliśmy.... oczywiście w mafię. Do domów wróciliśmy w znakomitych nastrojach. Ten jod w morskim powietrzu dobrze na nas podziałał :P